





Tym razem będą to prawdziwe kasztany, te jadalne oczywiście.
Jako dziecko nigdy ich nie jadłam ale prażone, jeszcze ciepłe, albo pokryte lukrem stały się teraz moim przysmakiem.
Składniki:
- 1 kg obranych ze skórki kasztanów
- 1 kg cukru
- 350 ml wody
- kieliszek rumu
Sposób przygotowania:
Jak napisałam wcześniej kasztany powinny już być obrane ze skórki. Najlepiej obrać je obcinając wierzchołek kasztana ściągając nożykiem jego łupkę (jak u pomarańczy, w dół).
Aby usunąć cienką, brązową skórkę z kasztana należy wrzucić je do gotującej się wody. Po paru minutach wyłowić i jeszcze ciepłe obrać.
*-:) Tylko z ciepłych kasztanów skórka schodzi z łatwością dlatego też polecam gotować kasztany partiami.
Następnie przygotowujemy syrop.
Rozpuszczamy 1 kg cukru w 350 ml wody. Po 5 minutach wrzenia dodajemy do syropu kasztany, delikatnie mieszamy i gotujemy je w syropie aż będą miękkie ale nie rozleciane. Do idealnie ugotowanego kasztana powinna bez problemów wsunąć się drewniana wykałaczka.
Wyławiamy ugotowane w syropie kasztany i układamy je w przygotowanych, wyparzonych, najlepiej jeszcze ciepłych słoikach.
Do gotującego się syropu dodajemy kieliszek rumu i nadal gotujemy aż syrop będzie miał konsystencje płynnego miodu.
Jeszcze ciepłym syropem zalewamy przygotowane w słoikach kasztany , szczelnie zamykamy i przechowujemy w suchym i ciemnym miejscu.
Dodatek rumu do syropu nie jest niezbędny. Kasztany bez alkoholu są równie wspaniałe =D>
Przepis ten znalazłam tutaj.
Pieczone kasztany i jego sympatyczny sprzedawca .
Zdjęcie zrobione na przedświątecznym kiermaszu w Urbino.
KOMENTARZE :
ANNA pisze :
Witam, świetny blog!
Właśnie w tym roku odkryłam dzikie, jak mi się wydaje, bo na skraju dębowego lasu, skupisko drzew najprawdziwszych jadalnych kasztanów i to szlachetnej odmiany (duże, jaśniejsze). Pierwszy raz w życiu piekłam, gotowałam i smakowałam. Są pyszne! Przepis na zakonserwowanie kasztanów w syropie z rumem obiecujący. Natychmiast jutro zrobię kilka słoiczków. Zastanawiam się, czy można je także mrozić i na jak długo. Myślę, że obrane i zblanszowane (dla pewności). Nie mogę trafić w necie na potwierdzenie mojego pomysłu na przechowanie tych wspaniałych ORZECHÓW!
Dziękuję za stronę, za blog, za przepis.
Pozdrowienia dla autorki i smakoszy.